4 edycja Tauron Nowa Muzyka zakończona. Moje wrażenia - ambiwalentne. Parę wydarzeń, na które się szykowałem - zawiodło, niektóre zaskoczyły pozytywnie (swoją drogą zjawisko to bardzo powszechne, więc innowacyjnością w tym przypadku nie powalam). Odkryłem też parę ciekawych pozycji, którym nie omieszkam przyjrzeć się szerzej w przyszłości.
Jako, że nie jestem fanem brzmień - jak to określam banalnie - 'cięższych gatunkowo', scena Club Stage nie przypadła mi bardzo do gustu. Co za tym idzie, niezwykle pobieżnie odsłuchałem pozycje takie jak Ital Tek, King Canniball, The Bug, Tim Exile, czy Flying Lotus (na tego ostatniego nastawiałem się dość mocno, lecz niesmaczny był w odbiorze, na co mógł wpłynąć nieżyt nosa, którego "dostąpiłem" podczas pobytu w Katowicach).
Na początek, mocno spóźniony, dotarłem na Pivot.
Zaskoczenie pozytywne i - choć zwolennikiem post-rock'a nie jestem - jest to jedna z tych kapel, które będę chciał słyszeć częściej.
Później wystąpiła Speech Debelle czyli - że posłużę się ordynarnym zwrotem - baba z jajami. Twierdziła, że ma potężnego kaca po "polish vodka" (fragment wideo poniżej), a wizja kolejnej nocy w towarzystwie zacnego trunku przyprawiała Ją o ból głowy. Żart, czy nie - kontakt z publicznością uchwycony i w przyjemnej atmosferze dobrnęliśmy do koncertu...
... Dan Le Sac vs Scroobius Pip. Niestety ciężko mi cokolwiek na temat występu tych artystów napisać, ponieważ kryzys fizyczny jaki mnie ogarnął, zmącił odbiór.
Na szczęście istnieje ktoś taki jak Ebony Bones. Zdecydowanie jedna z najbardziej pamiętnych postaci festiwalu. Zapomniałem o jakimkolwiek zmęczeniu i ruszyłem pod scenę, by wraz z tłumem oddać się szaleństwu, jakie tam panowało. Energetyzujący występ, zakończony szalonym "Another Brick In The Wall" grupy Pink Floyd. Zazdroszczę kondycji zarówno Ebony, jak i chórkowi, a sobie oraz wszystkim (zarówno tym, którzy widzieli, jak i tym, którzy jeszcze nie doświadczyli) życzę ponownego spotkania z Ebony "Petardą" Bones. : )
Swoją drogą ciekaw jestem, czy Autorka tego tekstu: http://cinemaniaart.blox.pl/2009/08/EBONY-BONES-BONE-OF-MY-BONES-2.html zmieniła zdanie na temat Ebony.
Drugi dzień zmagań rozpocząłem od występu Planningtorock, która - obok Pivot - jest dla mnie drugim ciekawym odkryciem festiwalu. Koncert przykuł uwagę zarówno pod względem muzycznym, jak i wizualnym (gra świateł i epileptyczne ruchy Wokalistki).
Później przyszedł czas na Jona Hopkinsa. Nie powiem, że występ mi nie konweniował, ale nastawiałem się na bardziej downtempowy show. Widać, nie znam jeszcze na tyle Jego twórczości, by nie ujawniać zaskoczenia : ), aczkolwiek w internecie peanów na temat występu Hopkinsa bez liku, więc przypadł publice do gustu niebywale.
O północy na scenie pojawiła się Fever Ray. Połówka zespołu The Knife, dzięki której teren festiwalowy tętnił życiem (sobota zwyciężyła pod względem frekwencyjnym) zdecydowanie zawiodła. Nie mnie, ponieważ nigdy w solowy materiał Fever nie wnikałem. Nie spełniła oczekiwań wielu, którzy przyjechali specjalnie na ten koncert. Mnie również nie powaliła. Może dlatego, że siedziałem tyłem do sceny i nie widziałem tego, co na niej miało miejsce. Urzekły mnie jedynie lasery, które z dwóch wiązek przerodziły się w niewielkie, zielone sklepienie, co na pewno urokliwe było, acz to wszystko.
Przykro mi, że nie dotrwałem do Hudsona Mohawke (po internecie krążą plotki, że mam czego żałować), ale znów zawiodła wytrzymałość mojego organizmu ('moje oczy nie są zielone, bo jem mało warzyw') i musiałem w trybie natychmiastowym się ogrzać.
Dzień trzeci wydawał mi się najbardziej atrakcyjny pod względem obsady.
Jacaszek odprężył. Koncertu wysłuchałem z zamkniętymi oczami, ale z otwartym umysłem, bo na przykład przy "Rytm to nieśmiertelność" nie da się czaszki na cztery spusty zamknąć. Artysta wydawał się być bardzo skromny, na scenie wraz z wiolonczelistką i skrzypkiem, będącymi idealnym uzupełnieniem. Koncert bardzo in plus.
Następnie przyszła kolej na francuskiego producenta spod znaku alternatywnego hip-hopu - ONRĘ. Niestety, ktoś rozpuścił tajemnicze wieści o jego absencjii na festiwalu i przegapiłem sporą część koncertu (grał "War"?). Kolejna porcja niedosytu.
Wreszcie przyszła pora na múm (zwracam uwagę na pisownię, bo w książeczce-przewodniku, czy na ekranach przy scenie głównej zespół zwał się Mum albo mum, a bynajmniej nie chodziło o trip-hopowe Mum). Grupa przyjechała promować swój nowy krążek - Sing Along To Song You Don't Know" i misję wykonała. Zagrali sporo utworów z nowego krążka, które okrasili takimi hitami jak "They Made Frogs Smoke Till They Exploded", czy "Green Grass Of Tunell". Paleta instrumentów, przyjemny głos wokalistki i - choć nie zagrali moich ulubionych z nowej płyty utworów, tj. "River Don't Stop To Breath" i "Kay-Ray-Ku-Ku-Ko-Kex," - uważam ich występ za bardzo udany i ogarnęło mnie szczęście po zakończeniu koncertu.
Na finał festiwalu pozostał Roots Manuva (zwieńczeniem miał być co prawda koncert Dana Deacona, ale nie doszedł do skutku), który wystąpił w towarzystwie innego rapera (odniosłem wrażenie, że ten był bardziej aktywny od samego Manuvy, a tak hypemanowi chyba nie przystoi?) dał koncert przeciętny. Co prawda zaserwowali "Witness", czy "Awfully deep", ale odniosłem wrażenie (a często odnoszę błędne wrażenia ; ), że "odbębnili" swój występ i wrócili do swoich wypasionych limuzyn, drogich szampanów i wypacykowanych panien : ) Nie zmienia to faktu, że kocham Manuvę za ten utwór
Co do samej organizacji - przyjemny teren fesiwalu, jak na ilość uczestników powierzchniowo w sam raz. Zaplecze sanitarne nienajgorsze, kolejki po piwo nienajwiększe, jedzenie przystępne i nawet mi różowe opaski na ręce nie przeszkadzały, a wiem, że ludzie narzekali niemiłosiernie na - jak to nazywają - "pedalski kolor, który mógł zwrócić uwagę dresiarzy". Dla uczestników festiwalu, pomiędzy terenem byłej Kopalni "Katowice", a polem namiotowym, kursowały darmowe autobusy. Szkoda, że takowe nie dojeżdżały na Ligotę, gdzie zakwaterowałem swoje (i nie tylko ; ) przysłowiowe cztery litery. Nocnych autobusów tam jak na lekarstwo, odległość znaczna. W tym miejscu podziękowania dla Nomidasa, który zapewnił transport samochodowy w piątek oraz dla Ewy i Krzycha z Białegostoku, którzy zorientowali się w kursach nocnego autobusu i towarzyszyli w podróży do akademika.
Katowice zaskoczyły mnie ilością pojemników na śmieci i niebywale smaczną pizzą, która postawiła mnie w sobotę i niedzielę na nogi (gorąco polecam tę restaurację).
Podsumowując, nie żałuję ani trochę wyjazdu i zainwestowanych w niego pieniędzy. Jeśli Tauron odbędzie się w przyszłym roku, zachęcam serdecznie do uczestnictwa, nawet jeśli line-up nie będzie wiele podpowiadał, ponieważ "Nowa Muzyka" potrafi zapewnić wielu nowych i zaskakujących wrażeń.
Parę próbek wideo:
Fragment festiwalu, m.in. Speech Debelle oraz Ebony Bones:
Speech Debelle:
Pivot:
Planningtorock:
4 komentarze:
Następnym razem ogarne bardziej Wasz pobyt na brudnym południu :)) Fajnie że wpadliście.
PS. Przynajmniej wiem już gdzie są akademiki na Ligocie :)
Pozdr
NoMi
mnie tam lineup nie powalil ale pojawilo sie kilku wyjadaczy, ktorzy mnie rozbroili, na plus ital tek, kamp tradycyjnie dobrze, fever ray - wow, hopkins mistrz maszynerii, mum - na plus. reszta srednio ale warto odwiedzac takie miejsca i poczuc wydarzenia:) pozdro
Green GRASS Of Tunnel
Dzięki za korektę.
Prześlij komentarz