28.03.2010

Dalindèo - Open Scenes


Kolorowa okładka, rowerzyści, piach w oczach, ćwierkające ptaki, gimnazjaliści w krótkich spodenkach, krakowskie błonia pełne wysportowanych kobiecych piersi (z relacji Lampy), zapachy kiełbachy (z grilla), trampki, chodniki wysmarowane kredą, mandaty za spożywanie w miejscach publicznych... Słowem - wiosna!
Mimo rzeczonych zjawisk, mi nie udało się muzycznie wytoczyć z zimowego snu, więc próbuję wstrząsów w postaci jazzowego sekstetu z Helsinek.
Dalindèo wydali dotychczas dwie płyty długogrające. Druga (z gościnnym udziałem Bajki Pluwatsch) ujrzała światło dzienne w styczniu tego roku. Stwierdziłem, że nową pozycję łatwiej odszukać niż starą (choć, jak mawiają, dla chcącego nic trudnego), więc oto jest "Open Scenes" z roku 2007.
Może nie o to na wiosnę chodzi, ale ja na pewno załączę ów album podczas przejażdżki rowerowej, bo Panowie grają bardzo żywiołowy, melodyjny i świeży jazz otulony przyjemnym żeńskim wokalem. Trzymając się rowerowej terminologii, przy tym albumie ciężko jest utrzymać kierownicę w linii prostej (pomijając zakręty), bo płyta zmusza do jazdy wesołym slalomem (pośród kwitnących drzew i kolorowych motyli) z rzadka okraszonym ostrym hamowaniem na piasku :)
Niestety, pośród miejskich zabudowań, można jedynie w sferze marzeń pozostawić powyższe rozważania. Nie zmienia to faktu, że na jutrzejszą przejażdżkę rowerową zabiorę ze sobą gitarę, saksofon, trąbkę, elektryczne pianino, flet, perkusję, bębny, kontrabas i wiele innych, skomasowanych na "Open Scenes" elementów muzycznego warsztatu.

Artyści: Dalindèo
Pochodzenie: Finlandia

Płyty:
"Open Scenes" [2007]
"Soundtrack Of The Sound Eye" [2010]

W internecie:

Youtube:

Download (przesłuchaj, doceń, ZAKUP / BUY IT):

27.03.2010

CocoRosie - Grey Ocean


Nie od zawsze muzyka powodowała, że przenosiłem się do świata ezoterycznego, pozaziemskiego, krainy ucieczki myśli od codzienności i szarzyzny. Prawdziwą głębię muzyki odkryłem, gdy dotarła do mnie płyta "Noah's Ark" sióstr CocoRosie. Wtedy całkowicie zmieniłem podejście do dźwięków raczących moje ucho. Zrozumiałem, że muzyka może być narkotykiem, który atakuje najczulsze miejsca istoty ludzkiej i pobudza jej wrażliwość, która zastygła, bądź wydawała się nie istnieć.

Pamiętam, gdy ponad 4 lata temu zapoznałem się z twórczością CocoRosie (o ile się nie mylę, dzięki mojej Siostrze, za co dziękuję, M.! : ). Zachwyt mój był olbrzymi i gdy komuś rekomendowałem muzykę, na pierwszym miejscu stał omawiany Duet. Ostatnimi czasy zaniedbałem rzeczone Panie, ale dziś wieczorem przypomniałem sobie o istnieniu 'CR' i postanowiłem odświeżyć pamięć, wsłuchując się w zapomniane płyty. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem, że na maj zapowiadana jest nowa płyta CocoRosie. Tym bardziej zdumiałem, gdy znalazłem płytę w sieci (tę samą udostępniam na próbę, by zachęciła do zakupu oryginału).

Siostry Bianca i Sierra, poprzez melancholijne wokale i wyszukane instrumenty (pośród których, oprócz harfy, gitary, czy 'klawiszy', znalazły się dziecięce zabawki, które - wbrew pozorom - można świetnie wykorzystać w procesie sporządzania muzyki), stworzyły styl niezwykle unikalny i mikroklimatyczny. Niełatwo bowiem sklasyfikować mieszankę folku, rapu, trip-hopu, operowych zapędów, czy elektroniki. Nie trzeba jednak zmagać się z szufladkowaniem Sióst Cassidy (których życiorys mógłby posłużyć za ciekawy temat do zapisania na kartkach papieru w postaci scenariusza). Kult, jakim otoczone są CocoRosie wystarczy, by traktować Ich twórczość jako niezależny element w muzycznym świecie.

Czy estyma - jaką obdarzone są CocoRosie - będzie nadal aktualna, pokaże czas. Ja, każdy dotychczasowy ruch Sióstr na muzycznej szachownicy, obserwowałem z podziwem i podchodzę do Ich twórczości z sentymentem. Nowa płyta, którą właśnie przesłuchuję po raz drugi, nie powaliła mnie na kolana, nie zaczarowała tak bardzo, jak poprzednie, ale nauczyłem się, że do niektórych muzycznych płodów trzeba dojrzeć (tak jak to miało miejsce z "Black Sands" Bonobo).
Mam więc nadzieję, że "Grey Oceans" będzie kontynuacją charakteru CocoRosie i pozwoli podtrzymać marzenie o wysłuchaniu Sierry i Bianci na żywo.

Życzę miłej konsumpcji i - w miarę możliwości - opinie dotyczące nowej płyty w komentarzach pod tym postem.


Kto natomiast nie zna dokonań CocoRosie, niech czym prędzej zapozna się z płytą "Noah's Ark" (reszty nie rekomenduję, wychodząc z huraoptymizmu, że po wysłuchaniu polecanego krążka, każdy z ciekawością sięgnie pozostałych).

Artystki: CocoRosie
Kraj pochodzenia: USA

Płyty:
"La Maison De Mon Reve" [2004]
"Noah's Ark" [2005]
"The Adventures Of Ghosthorse And Stillborn" [2007]
"Grey Ocean" [2010]

W internecie:

Youtube:
"Trinity's Crying" (z "Grey Ocean")
"Beautiful Boys" (z "Noah's Ark")
"Bisounours" (z "Noah's Ark")
"By Your Side" (z "La Maison De Mon Reve")
"Promise" (z "The Adventures Of Ghosthorse And Stillborn")

Download (przesłuchaj, doceń, zakup! / buy it after trying!):



18.03.2010

Bei Bei & Shawn Lee - Into The Wind


Sagi pt. Shawn Lee a.k.a Clutchy Hopkins (a.k.a. Misled Children ??) ciąg dalszy. Pan producent z UK miał już swój rozdział na blogu, konkretnie TUTAJ. Lee nie próżnuje jednak i już w styczniu tego roku wydal na świat kolejne dziecko. Tym razem wespół z Bei Bei, która wraz ze swoją chińską cytrą, gra pierwsze skrzypce (zwracam uwagę: cytra, która gra pierwsze skrzypce) na płycie. Gu Zheng w skrócie, to wielka decha i szereg strun na tej desze. Można to na płasko albo na stojąco. Ni to harfa, ni to gitara, ale potęgę w sobie ma, a Bei Bei już od samego początku płyty pokazuje, że bratanie się z cytrą od siódmego roku życia nie poszło na marne. Zresztą jak można roztrwonić talent, gdy ćwiczy się pod okiem takich mistrzów Gu Zheng jak Li-Jing Sha, Mu-Lan Hai, Chun-Jiang Teng, czy Li-Zing Xu ( : )))) ). Dobra, teraz na poważnie. Shawn Lee muzykiem wszechstronnym jest. Maczał palce w - żeby nie przesadzić - około czterdziestu projektach (wliczając w to zarówno solowe dokonania, kolaboracje z przeróżnymi artystami, czy nagrania pod szyldem Shawn Lee Ping Pong Orchestra). O zaszufladkowaniu gatunkowym nie może być mowy. Dodatkowo  wziął On udział w procesie tworzenia soundtracków do dwóch gier - The Getaway oraz Bully. Jak doniósł mi niezawodny Nomidas, głównym bohaterem tej drugiej jest Jimmy Hopkins, co dodatkowo dodaje smaczku tajemniczemu Clutchy Hopkinsowi, który wydaje się być Shawnem (albo odwrotnie).
Omawiany krążek pt.: "Into The Wind" to kolejna niezapomniana podróż w nieokreślone muzyczne zakątki, tym razem z dodatkiem orientalnych dźwięków i - w jednym utworze - wokalu świetnej Georgii Anne Muldrow.
Zacieram ręce, bo wiem, że Clutchy Hopkins nie poprzestanie na jednym projekcie tego roku. Pozostaje czekać i rozkoszować się dźwiękami dotychczas stworzonymi przez 'człowieka zagadkę'.

Artysta: Bei Bei & Shawn Lee

W internecie:

Youtube:

Download (przesłuchaj, doceń, ZAKUP / BUY IT):

9.03.2010

Vashti Bunyan - Just Another Diamond Day


4 godziny siedzę. 4 godziny mrużę oczy. 4 godziny garbię się tak bardzo, że przysłowiowy paragraf by się nie powstydził. Nie idzie mi poszukiwanie muzyki do jutrzejszej audycji. Nie wiem, czy pójść w jazz, bossa-novę, downtempo, czy jeszcze inną cholerę. W marcu i na pre-liście utworów pięćdziesiątej drugiej Puszczy, jak w garncu.
Mija północ i stało się - nadszedł kryzys, powieki zaczynają mi sugerować, że - jeśli zaraz nie pościele łóżka - usnę jak jestem, a jestem 'na siedząco'.
Sytuacja beznadziejna - nie myślę.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, wpada mi do ucha folkowe brzmienie w pianino, banjo, gitarę, ale przede wszystkim anielski głos bogate.
Ożywiam się, nie czuję już ciężaru powiek i - choć organizmu nie oszukam - piszę resztkami sił tego posta, by krótko przedstawić Vashti Bunyan.
Urodziła się w Londynie, a jej przyjście na świat nastąpiło w roku 1945. Dwadzieścia lat później wydała swój pierwszy singiel, by w roku 1970 nagrać "Just Another Diamond Day". Niestety... Płyta nie została przyjęta ciepło. Nie udało się to nawet na zimno. Zrezygnowana Vashti Bunyan zerwała z muzyczną przygodą. Wróciła - UWAGA - po trzydziestu (30!) latach. Właśnie w roku 2000 Jej album został na nowo odkryty, ukazała się jego reedycja (zawierająca 4 dodatkowe utwory, których niestety ja nie posiadam). Pięć lat później Vashti Bunyan wydała nowy krążek. Nie miałem okazji go jeszcze musnąć, ale gdy pomyśle, że producentem jest Max Richter, a gościnnie na płycie Joanna Newsom, czy Devendra Banhart, to... No, sami wiecie.

Jako, że czuje na plecach oddech Morfeusza, kończę przygodę z piśmiennictwem i zapraszam na ucztę pełną piękna, wiosny, piękna, folkloru, piękna i marzeń tak wybujałych, że krówka, konik, pieski i owieczkopodobne zwierze z okładki wydają się patrzeć i mówić do mnie z ekranu monitora (jestem nieco przerażony).

Artystka: Vashti Bunyan
Kraj pochodzenia: Wielka Brytania

W internecie:

Youtube:

Download (przesłuchaj, doceń, ZAKUP / BUY IT):

3.03.2010

Late Night Tales: Air


Pewnego mroźnego wieczoru, poszukując dokonań francuskiego duetu Air, natknąłem się na kompilację sygnowaną nazwą tej grupy, a noszącą tajemniczy tytuł "Late Night Tales". Kuszący niczym świeże truskawki zimą*, zmusił mnie do degustacji. I tak, gryząc kawałek po kawałeczku, dotarłem do końca płyty, a później włączyłem ją jeszcze raz, i jeszcze jeden, i jeszcze...

Tracklista prezentuje się nastepująco:
1. All Cats Are Grey –The Cure
2. Planet Caravan - Black Sabbath
3. O' Venezia Venaga Venusia - Nino Rota
4. I Shall Be Released - Band & Bugles of the Light Division/Owen, Band & Bugles of the Light Division/Owen
5. Camille - Georges Delerue
6. Ghosts - Japan
7. Old Man's Back Again – Scott Walker
8. Come Wander with Me – Jeff Alexander
9. Metal Heart - Cat Power
10. Loving You - Minnie Riperton
11. For the World - Tan Dun
12. Long de La Riviere Tendre - Sebastien Tellier
13. My Autumn's Done Come - Lee Hazlewood
14. P.L.A. - Robert Wyatt
15. Let's Get Lost - Elliott Smith
16. Cousin Jane - The Troggs
17. Musica – Air/Alessandro Baricco
18. Ravel: Pavane Pour une Infante Défunte - Cleveland Orchestra

Pozostaje pytanie: 'co wspólnego z powyższym ma zespół Air?"
Otóż ideą kompilacji "Late Night Tales" (wcześniej "Another Late Night") jest zebranie utworów, które były inspiracją dla artystów, zespołów i DJów podczas ich dotychczasowej drogi twórczej.
Jako "Another Late Night" projekt zaistniał w roku 2001, a rozpoczęła go grupa Fila Brazillia. Przez 9 lat, w przedsięwzięciu wzięły udział m.in.: Zero 7, Groove Armada, Kid Loco, Nightmares on Wax, Sly & Robbie, Jamiroquai, Four Tet, Nauvelle Vague, Fatboy Slim, Arctic Monkeys, czy omawiany tutaj Air.

Z dotychczasowo poznanych przeze mnie składanek (a nie było ich wiele, bo li tylko trzy), ta z ramienia Air zdecydowanie przypadła mi do gustu najbardziej, stąd wybór.
Wydaje mi się jednak, że wkrótce fotel lidera przejmie grupa Cinematic Orchestra, której płyta z serii 'LNT' ujrzy światło dzienne już w kwietniu.

Pozostaje czekać rozkoszując się dźwiękami omawianego krążka.

*w Polsce świeże truskawki są świeże jedynie z optycznego punktu widzenia. Uzyskiwane za pomocą radiacyjnego utrwalania żywności (brzmi złowrogo), nie dorównują smakiem do tych, zakupionych latem : )

W internecie:

Youtube:

Download (przesłuchaj, doceń, ZAKUP/BUY IT!):


1.03.2010

Manyfingers - Our Worn Shadow

Są dwa rodzaje lenistwa: lenistwo aktywne i lenistwo bierne. To pierwsze, klasyczne, opiera się na nieróbstwie i bumelanctwie. Drugie natomiast związane jest z nadmiarem pomysłów, idei, które - pozostając jedynie zamiarem - hamują działania. Miast sukcesywnie zdobywać kolejne szczyty koncepcji, człowiek rozłazi się w realizacji celów i - koniec końców - nie powstaje nic.
Nie wiem jak z lenistwem aktywnym, ale miglancem biernym Chris Cole a.k.a. Manyfingers na pewno nie jest. Człowiek-orkiestra, muzyczny Rambo, bo uzbrojony w perkusję, gitarę, skrzypce, wiolonczelę, pianino, trójkąt, harmonijkę...I tak, siada do perkusji, gra pewną sekwencję, zapętla, by po chwili "głaskać zebrę pianina" (Matko, przegiąłem) wplątując jej melodie w dźwięki, które wcześniej uwił. Te, dość skomplikowane zabiegi, pozwoliły na wydanie płyty "Our Worn Shadow", która niemałym echem odbiła się w Anglii w roku 2006. Tajemnicza, momentami mroczna, wzbudzająca niepokój, okraszona z rzadka delikatnym żeńskim wokalem - taka jest właśnie ta płyta.

Artysta: Manyfingers (aka Chris Cole)
Kraj pochodzenia: Wielka Brytania

Płyty:
"Manyfingers" [2004]
"Our Worn Shadow" [2006]

W internecie:

Youtube:

Download (doceń, przesłuchaj, ZAKUP/BUY IT):